Abigail - Demi Lovato
Matt - Joe Jonas
Alison - Selena Gomez
Gabriela - Miley Cyrus
Paul- Nick Jonas
i inni
Sorry za zmianę narracji w środku, ale nie zauważyłam tego, a bardzo chciałam to dziś dodać. Mam straszną fazę na święta więc proszę :)
Biały puszek opadający z nieba, każdy marzył o nim już od dawna. Pierwsze święta od dawna w tym miasteczku kiedy daje się zauważyć biały puszek na tej ziemi. Phoenix pięknie wyglądał z oplatającym dachy budynków śniegiem. Dzieci już od rana biegały po zaśnieżonych podwórkach i łapały w usta śnieżynki padające jeszcze z nieba. Cieszyły się niezmiernie. Dla nich takie święta to było marzenie. W telewizyjnych programach zwykle uwiecznia się święta jako: śnieg, mikołaj, prezenty. Ludzie po prostu mają wpojone, że święta kojarzą się nam ze śniegiem. A dla większości osób jest to jedno z życzeń świątecznych. Własnie ze swojego domu wybiegła 9 latka, którą mama ledwo zdążyła upomnieć by się ubrała. Szczęśliwa dziewczynka skakała pomiędzy śnieżynkami i piszczała ze szczęścia. To były pierwsze święta od śmierci jej taty gdy aż tak się cieszyła. Jej każde święta kojarzyły się ze smutkiem i wiecznym wyczekiwaniem, czy może do domu nie wejdzie jej kochany tatuś, który wreszcie wrócił ze swojej służby wojskowej. Zawsze obiecywał jej, że kiedyś sprawi, że jej święta będą białe. Że w końcu zobaczy śnieg. Wierzyła, że to właśnie prezent od niego. W końcu dotrzymał obietnicy, zesłał znak, że pamięta.
" - Tatusiu nie wyjeżdżaj- powiedziała zapłakana 5 latka tuląc się do swojego taty. Nie miała zamiaru go puszczać. Była z nim bardzo zżyta.
- Kochanie wrócę szybko zobaczysz. - powiedział ocierając policzki swojej małej córeczki. Nie chciał jej zostawiać, ale taki był jego obowiązek. Także tradycja rodzinna.
- Ale tatusiu, za kilka dni beda swieta, musisz mi zrobic snieg. - powiedziała dalej płacząc pięciolatka.
- Ześle skarbie, ześle. - powiedział tuląc ją do swojego serca. Dał jej w dłonie małego misia. Dziewczynka od razu się w niego wtuliła."
Minęło od tego momentu 4 lata. Dalej tęskniła. Nie wrócił jak obiecał. Poszedł tam do góry, do aniołków jak to mówiła mama. Wiedziała z opowieści babci, że tam jest lepiej niż tu. Że patrzy co ona robi i jest z niej dumny. Z tego jak umie grać na pianinie. Z tego jak daje sobie radę w szkole. Jak śpiewa w chórze. Po prostu był dumny z tego jak jego córka jest cudowna.
- Abi co ty robisz?!- zapytał 12 latek wybiegający ze swojego domu. Zatrzymał się obok niej dysząc niemiłosiernie. Jego policzki momentalnie zrobiły się różowe. Poprawił szalik na szyi i rękawiczki, które źle założył w wyniku pośpiechu.
- Tatuś zesłał śnieg Matt! - krzyknęła rozweselona i znów zaczęła się obracać szczęśliwa. Cieszył go taki widok. Nie mógł znieść jak jego przyjaciółka siedziała smutna zawsze gdy mijała rocznica wyjazdu jej ojca. Zawsze gdy zbliżały się święta ona zaczęła znów być smutna.
- Widzę Abi, ale uważaj bo się przeziębisz.- powiedział zmartwiony, a kiedy dziewczynka się zatrzymała poprawił jej szalik i zapiął do końca kurtkę.
- Jesteś jak moja mama. - odpowiedziała lekko naburmuszona. Spojrzała na niego "spod byka", ale gdy chłopczyk pocałował ją w policzek od razu przestała się złościć.
- Musisz uważać bo kto pójdzie ze mną lepić bałwana? - zapytał wyszczerzony, a dziewczynce momentalnie zabłyszczały oczy.
- Oj dobra, ale nazwiemy go Greg - powiedziała lekko się uśmiechając.
- Dlaczego? - zapytał spoglądając na nią.
- Bo tak miał na imię mój tatuś. - powiedziała i pierwszy raz szczerze się uśmiechnęła wspominając o mężczyźnie.
*Kilka miesięcy później*
Dziewczynka siedziała w wakacje w swoim pokoju i pakowała na wakacje. Cieszyła się z nich. Jej mama wraz z jej nowym partnerem mieli pojechać na Hawaje. Jej mama była w ciąży, a to jeszcze bardziej cieszyło dziewczynkę. Miała mieć brata. Kolejny dar od jej tatusia. Zawsze obiecywał jej rodzeństwo. Patryk był bardzo dobrym człowiekiem i Abi od razu go polubiła. Zastępował jej ojca, ale nie domagał się by ona go traktowała jako tatę. Wiedział o więzach jakie łączyły ją i jej prawdziwego ojca.
- Hej Abi. - powiedział Matt wchodząc do jej pokoju. Był jakiś smutny. Widziała to po jego oczach, zawsze to zauważała. Jak i on w jej oczach. Kochała go jak brata, albo jak kogoś innego. Jeszcze nie rozumiała miłości. Jednak on czuł już coś do niej. Strasznie mu na niej zależało.
- Ej co jest Matt'i - powiedziała przytulając się do niego lekko. Zawsze mu to poprawiało humor.
- Wyjeżdżam dzisiaj. - powiedział bardzo smutnym tonem i zaczął głaskać jej plecy.
- Przecież wiem, z rodzicami do Anglii na wakacje, a ja z mamą i tatą na Hawaje. Wrócimy przecież 2 sierpnia. A tak możemy pisać sms i wgl. Uśmiechnij się. - powiedziała posyłając mu delikatny uśmiech. Położyła palce na kącikach jego ust i wygięła je w uśmiech. Chłopak zabrał jej ręce i spojrzał na nią smutno.
- Abigail ja....ja zostanę tam. Tata dostał propozycje pracy. Zostajemy tam. Na zawsze. - odpowiedział smutno, a dziewczynce momentalnie zaszkliły się oczy. Poczuła się jak wtedy w czasie rozstania z ojcem. Czuła jak jej serduszko rozbija się na kolejne części.
- Ale jak...proszę Matt zostań. - powiedziała, a z jej oczu wyleciały pierwsze porcje łez.
- Nie mogę....Abi chciałbym, ale to moi rodzice planują. Nie płacz, spotkamy się jeszcze kiedyś. Będziemy pisać. - powiedział ocierając jej łzy z policzków.
- Obiecujesz? - zapytała wystawiając do niego małego palca.
- Obiecuję. - odrzekł i uścisnął jej palca swoim. Złożył obietnice na paluszki. Już więcej nie trzeba było mówić.
*4 lata później*
Zbliżały się święta. Siedziała jak zwykle sama w swoim pokoju i wyczekiwała śniegu. Od 4 lat znów było jak dawniej. Święta nie były białe. Jej brat latał radosny po domu, a ona jak zwykle siedziała na parapecie i płakała. Miała tak od listopada gdy urwał się jej kontakt z Matt'em. Z jedyną osobą, która umiała ją rozweselić. Siedziała i przeglądała album ze starymi zdjęciami. Miała w nim zdjęcia uwieczniające jedynie wesołe sytuacje.
- Ciemu places? - do jej uszu dotarł głos jej młodszego braciszka. Trzymał się parapetu i patrzył na nią smutno. Nie umiała na niego patrzeć i widzieć taki wyraz twarzy. Od razu przybrała na twarz uśmiech i wzięła go na parapet.
- Nic mały. Po prostu mam zły dzień. - powiedziała poprawiając jego niesforne włoski.
- Miamia mówi, zie to przez to zie snieg nie pada. - powiedział i złapał w łapki jej łańcuszek. Zaczął się nim bawić i uporczywie patrzył na nią. Ale takie są dzieci. Muszą wszystko wiedzieć, a gdy nie dowiedzą się pytają jeszcze bardziej.
- Ale ja już nie smutam Nate. - odpowiedziała delikatnie uśmiechając się do niego.
- Patź!! - krzyknął mały, chociaż dziewczyna siedziała kilka centymetrów obok niego. Pokazywał łapką na okno. Konkretnie na oświetloną śnieżynkę, która z ni stąd ni zowąd spadła z nieba. Chociaż nie zapowiadali śniegu. Ale przypomniały jej się w tym momencie słowa jej ojca. Gdy spadnie śnieg, oznacza to, że będzie dobrze. Jest to dar od Boga. Także od bliskich znak byś myślała pozytywnie. Pamiętaj o tym skarbie.
- Tsaa to tylko puste słowa. - szepnęła do siebie, a 4 latek momentalnie na nią spojrzał. - Nic mały, mówiłam, że cieszę się, że w końcu spadł śnieg. - wytłumaczyła się szybko fałszywie i przytuliła swojego brata.
*6 lat później* - zmiana narratora
Chodziłam po zatłoczonym centrum handlowym wraz ze swoimi przyjaciółkami. Starałyśmy się kupić wszystko. Teraz czułyśmy dlaczego wszyscy mówią by nie kupować na ostatnią chwilę. Wszyscy pchali się do sklepu by kupić prezenty o których niestety zapomnieli.
- Boże Abigail szybciej!! - krzyczała Alison kiedy niestety nie zdążałam za paczką.
- Idę! Szybciej się nie da! - odkrzyknęłam. Ustałam w końcu i odetchnęłam. Dziewczyny także się zatrzymały i spojrzały na mnie pytająco. - Nogi mnie bolą. - jęknęłam.
- Jakby mikołaj tak postępował jak ty i rezygnował z roznoszenia prezentów gdy go coś zaboli, to świąt by nie było! - odpowiedziała filozoficznym tonem Gabriela.
- Ty dalej wierzysz? - zapytała zaskoczona Alison i spojrzała rozbawiona na przyjaciółkę.
- Jak wyjaśnisz, że wszyscy dostajemy prezenty?! - odpowiedziała oburzona, a dziewczyny spojrzały na nią jak na głupią.
- Gabi mój brat ma 10 lat i nie wierzy. - odpowiedziałam rozbawiona i poprawiłam buty. Nie wiedziałma co ją skusiło na kozaki na obcasach. Może i nie ma śniegu i nie grozi jej wywalenie się, ale nie były one wygodne do biegania po sklepach.
- Zobaczycie, że mam racje! - krzyknęła oburzona i wymachnęła kawą tak, ze wylała ją na jakiegoś chłopaka. Od razu się zlękła, a ja i Alison ledwo powstrzymywałyśmy śmiech przez jej minę.
- Najmocniej przepraszam. Boże ja nie chciałam. Przepraszam. - Zaczęła się plątać w słowach. I śmiesznie gestykulując.
- Ej nie szkodzi. - odpowiedział. Dopiero teraz zauważyliśmy, że nie jest sam. Tylko obok stoi jakiś brunet, który wydawał się bardziej rozbawiony tą sytuacją niż my.
- Gabi spokojniej - powiedziała Alison kładąc ręce na ramionach dziewczyny.
- Właśnie nic się nie stało przecież. - powiedział właśnie ten nieznany brunet.
- To wszystko wina tego, że one mi nie wierzą, że mikołaj istnieje. - powiedziała oburzona jak dziecko, a chłopacy spojrzeli na nią rozbawieni.
- Mikołaj? - zapytał chłopak, który został "zaatakowany" kawą Gabrieli.
- No tak. Ty mi też nie wierzysz? - zapytała, a jej brew uniosła się do góry. Chłopacy spojrzeli szybko na nas pytająco. Najwidoczniej nie chcieli się kłócić z dziewczyną. Szybko pokazaliśmy im w geście, żeby przyznali im racje, a oni właśnie tak zrobili.
- Widzisz Abigail!! Twój brat się myli też!!- krzyknęła rozradowana.
- Ale ja się z tobą o to przecież nie wykłócam. - odrzekłam rozbawiona. Bawiła mnie ta sytuacja coraz bardziej.
- Ej może w zamian za tą koszulę pójdziecie z nami na kawe albo coś? - zapytał ten nieznajomy.
- Koleś jak chcesz nas poderwać to tak: Ja mam chłopaka, Gabriela ma św. Mikołaja, a Abigail nie wyznaje związków. - odpowiedziała stanowczo Alison. Przyznam chłopacy byli przystojni i miałam trochę za złe, że dziewczyna podjęła za mnie decyzje.
- Nie wyznajesz miłości? - spojrzał na mnie zaskoczony "zaatakowany".
- Jeżeli jej ojciec zginął w święta, a chłopak rzucił 3 lata temu w święta to jej się nie dziwmy. - powiedziała Alison, a ja spojrzałam na nią wściekle. Nie miałam ochoty by opowiadała o tym wszystkim.
- Czekaj. Ojciec zginął w święta? - zapytał, a ja kiwnęłam głową twierdząco. - Alison Jonson? - zapytał zaciekawiony "zaatakowany".
- Emmm skąd mnie znasz? - zapytałam, a chłopaki spojrzeli po sobie porozumiewawczo.
- Abigail!! Mama cię woła!! - usłyszałam za sobą głos mojego wrednego brata. Kiedyś był uroczy, jednak teraz irytuje mnie. Jak każdy brat swoją starszą siostrę.
- Boże już idę. Pali się czy co? - zapytałam podirytowana.
- Ej Nate!! Mikołaj istnieje!! - krzyknęła i wystawiła język mu język Gabriela. Chłopak nawet nie zwrócił na to uwagi, spojrzałam na nowo poznanych wyczekująco bo chciałam dowiedzieć się skąd mnie znają.
- To my Matt i Paul House. - powiedzieli, a ja momentalnie zesztywniałam.
- Ej paczcie śnieg pada. - pokazała na szklany dach Gabriela. Ja jedynie spojrzałam i odeszłam bo zmusiły mnie do tego nawoływania rodzeństwa.
*Kilka dni później*
Zajęłam miejsce w kościele i czekałam, aż ta msza się zacznie. Było mi cholernie zimno, a dodatkowo byłam strasznie zmęczona. Dalej nie wierzyłam, że oni wrócili. Siedziałam zamyślona wsłuchując się w śpiew chóru i spoglądałam na okno za którym padał śnieg. Znów.
Przesiedziałam w tym miejscu całą msze, oczywiście wstając gdy trzeba było. Pod koniec mszy siedziałam wsłuchana w słowa kapłana. Poczułam jak jakaś zimna ręka dotyka mojej. Momentalnie drgnęłam i spojrzałam na chłopaka obok. To był....Matt.
- Co ty tu robisz? - zapytałam zaskoczona, a on spojrzał na ołtarz.
- Zawsze chodzę na pasterki. - odrzekł z uśmiechem i spojrzał na mnie. Nie wierzyłam, że go nie poznałam. Miał te same oczy co kiedyś. - Jak kiedyś.
- tak... - odpowiedziałam i spojrzałam na kapłana.
- Abi przepraszam, że straciliśmy kontakt, ale moja mama poważnie zachorowała. - powiedział ściskając moją rękę. Spojrzałam na niego zaskoczona. - Rok temu zmarła. - odrzekł, a ja widziałam, że nie kłamie.
- Boże przykro mi. - powiedziałam i uścisnęłam jego rękę, a on lekko się do mnie uśmiechnął.
- U aniołków przecież jest lepiej. - odpowiedział z uśmiechem. Kiedyś zawsze ja tak mu mówiłam, gdy przytulał mnie, kiedy było mi smutno z powodu odejścia taty.
- Fakt. - odpowiedziałam z uśmiechem, a on odwzajemnił gest.
Usłyszeliśmy w tym momencie, że wszyscy mogą się rozejść do domu, a chłopak spojrzał na mnie.
- Idziemy ulepić bałwana? - zapytał z uśmiechem, a mi magicznie przeszła chęć spania.
- Jasne. - powiedziałam i złapałam go za dłoń. Wyszliśmy i poszliśmy wolnym krokiem do naszego miejsca.
Ciągle padał śnieg.
Patrzyłam na moją 3 letnią córkę jak uważnie słuchała moich słów. Mimo, że mało rozumiała. Uśmiechała się do mnie i śmiała.
- Miamo jeście!! - zaklaskała w rączki, a ja lekko się uśmiechnęłam.
- Co mój skarb się tak cieszy? - zapytała mój mąż przytulając się do moich pleców.
- Opowiadam jej historię o Obiecanym śniegu. - odpowiedziałam z uśmiechem i spojrzałam na niego.
- Patrz własnie pada. - pokazał za okno, a ja uśmiechnęłam się lekko.
- Widzę Matt. - powiedziałam wtulając się w niego. Wiedziałam, że to znak od ojca, że jest ze mnie dumny. Spojrzałam na Matta i pocałowałam go delikatnie w usta. Kiedyś nie pomyślałabym, że 19 lat po pierwszym śniegu będę z moim przyjacielem w związku małżeńskim i będziemy mieli piękną córeczkę .
Aww prześliczny one shot <3 aż poczułam się jak w święta. Juz nie mogę się doczekać kolejnego one shota :)
OdpowiedzUsuńNo tak się świątecznie zrobiło i choć nie za bardzo lubię śnieg (ale to przez pluchę jak już topnieje - mógłby czarodziejsko znikać), to zapragnęłam aby już było biało i zimno. A co do one shota, to jest piękny, szybko się akcja toczy, ale to nie blog z rozdziałami. Ogólnie czekam na kolejne historie, szczególnie o Jemi, bo to wymierający gatunek blogów - nowych prawie nie ma, a te co są, jakoś podupadają, bo autorki "tracą' wenę na takie opowiadania. Dlatego zawsze cieszę się z nowych historii. Pozdrawiam M&M
OdpowiedzUsuńCudowna historia skarbie <3 Bardzo Mnie wciągneła, oby więcej takich ;**
OdpowiedzUsuń