Każdy marzy o miłości na zawsze. O uczuciu, które nigdy nie zostanie przerwane przez żadne, niepożądane czynniki z zewnątrz. Ale czy zawsze to się udaję? Przejrzyjmy na oczy. Zwykle słowa "na zawsze" to słowa wypowiadane jedynie na wiatr. Słowa, które za kilka lat znikają w niepamięć. Ale przecież kochało się tak mocno. Serce nie mieściło nikogo innego niż TEJ osoby. Ale z czasem potrafiło zapomnieć. Miłość to bardzo trudne pojęcie. Każdy ma inną definicje tego nieznanego uczucia, ale każda jest podobna. Jednak wiele osób niszczy naprawdę coś ważnego jednym słowem. Co innego, gdy parę rozdziela choroba lub nieprzewidziane zdarzenie. Wypadek, wyprowadzka. Tego nie da się przewidzieć, ale co innego jak rozdziela ich zdrada. Własnie oni mieli własną historię miłości. Ona - drobna brunetka, która miała wiele planów, a on - szkolna gwiazda, który żył w innym świecie niż ona. Nikt nie podejrzewał, że ich światy się połączą. Jednak wszystko zmieniło się pamiętnego stycznia.
*
Weszłam do szkoły i rozejrzałam się nieśmiało. Byłam skryta, ale podobno to była moja zaleta. Oblizałam spierzchnięte usta i wzięłam głęboki oddech. Byłam nowa w szkole. Przestraszona jak zwykle gdy moja mama zmieniała miejsce zamieszkania. Zwykle gdy zmieniała partnera i nie miała ochoty spotykać się z nim dalej. To była moja już 10 przeprowadzka. Nie cieszyłam się z tego nigdy, ale nie mogłam protestować. Mój ojciec zostawił nas gdy miałam 4 lata. Po prostu odszedł, zostawił jedynie łańcuszek z małym serduszkiem. Nigdy nie udało mi się go otworzyć. Czy miałam do niego żal? Wielki. Nie wiedziałam jak ma postępować, gdy moja matka znów poruszała ten temat. Po prostu w końcu chciałabym mieszkać w jednym miejscu. Znaleźć przyjaciół, może chłopaka. Chciałam mieć normalne życie jak inni.
- Hej widzę, że jesteś nowa. - powiedziała długowłosa szatynka o niebieskich oczach z lekkim uśmiechem na ustach. Wyglądała na miłą i jako pierwsza do niej podeszła.
- Tak, jestem Sophi. - powiedziałam nieśmiałym tonem, nerwowo poprawiając swoją grzywkę.
- Miło mi cię poznać Shopi, ja jestem Lola, może pokazać ci szkołę? - zapytała dziewczyna z lekkim uśmiechem, który nie schodził jej ani na minutę z twarzy.
- Jakbyś mogła pokaż mi jedynie sekretariat. - odpowiedziałam dalej nieśmiało i poprawiła pasek torebki na ramieniu.
- Jasne, ale nie wstydź się tak. Nie zjem cię. - odrzekła i poszła ze mną w kierunku sekretariatu.
*
Odbijałem piłkę wraz z kumplami na korytarzu, nie obchodziły mnie szkolne zakazy. Robiłem to codziennie, a żaden nauczyciel nie zauważał tego nawet. Nawet jak zauważył to nie zwracał na to zbyt wielkiej uwagi. Wiedzieliśmy jak się wygłupiać by nie ucierpiało na tym żadne okno.
- Ej z kim idzie Lola? - zapytał mój kumpel łapiąc piłkę w obie ręce. Spoglądał na swoją dziewczynę z lekkim zainteresowaniem, ale tym razem nie nią, a tej nieznanej brunetce.
- A skąd mam wiedzieć Olivier? Zapytaj się swojej laski. - odpowiedziałem znudzony. Nie miałem ochoty na kolejne tematy związane z laskami. Po ostatnim związku miałem dość. Wszystkie laski były ze mną dla sławy szkolnej. Miałem tego serdecznie dość, chciałem w końcu poznać kogoś prawdziwego, ale mój zapał nie był taki silny jak kiedyś.
- Obraziła się na mnie. - westchnął przeciągle i zaczął się bawić w rękach piłką.
- Znów poszedłeś na imprezę bez jej zgody? - zapytałem rozbawiony, a mój przyjaciel momentalnie się oburzył.
- Ona pozwoliła! - szybko się obronił Oliver.
- Jak kobieta mówi tak, znaczy to, że nie. - wytłumaczyłem mu szybko brunet.
- Ale ty mądry Brad. - powiedział z przekąsem i poprawił koszulę, która jak zwykle gięła mu się niefortunnie.
- Boże ale elegancik. - zakitowałem i zaśmiałem się pod nosem, a po chwili Oliver zaszczycił mnie urażonym spojrzeniem, a ja jedynie zabrałem mu piłkę i zacząłem znów nią obracać. Mój przyjaciel jedynie westchnął i spojrzał w kierunku oddalających się dziewczyn.
*
Słuchałam gadającej ciągle Loli. Od tygodnia się z nią trzymałam. Polubiłam ją szczerze mówiąc. Była walnięta, ale fajna. Z tego co mówiła, już 6 razy z jej winy w szkole była straż pożarna. Opowiedziała mi sporo o wszystkich w szkole. Wiedziałam od kogo mam się trzymać z dala, a do kogo mogę normalnie zagadać.Jednak jeżeli chodzi o mnie, to oczywiste, że nie zagadam do nikogo.
- Lola do cholery jasnej odezwij się do mnie. - powiedział chłopak o przyciętych lokach, zostawionych w nieładzie. Z tego co wiem to Olivier. Chłopak Loli, a zarazem jeden z najbardziej pożądanych chłopaków w szkole. Wynikało to z kasy jego ojca. Wszyscy w tej szkole byli łasi na to. Niestety...a może stety ja tego nie miałam.
- Sohi możesz mu powiedzieć, że nie zamierzam się do niego odzywać? - powiedziała w moją stronę, a ja nie miałam pojęcia co mam zrobić.
- Jaka Sophi? - zapytał zdezorientowany bo jeszcze mnie nie poznał, mimo, że łaził za swoją dziewczyną od całego tygodnia.
- Ja jestem Sophi. - powiedziałam nieśmiałym tonem. Zawsze tak miałam jak poznawałam nową osobę.
- Aaaa miło cię poznać, ja jestem Oliver, mogłabyś powiedzieć Loli, że przepraszam? - zapytał, a ja spojrzałam na nich dalej zdezorientowana ich kłótnią.
- Znów się kłócicie? - do moich uszu doszedł głos drugiego z "popularsów" . Spojrzałam na niego. Miał brązowe włosy, zupełnie takie same jak jego przyjaciel. Byli jak bracia, ale z tego co wiem nie byli rodzeństwem. Różnił ich styl i obcięcie włosów. Brunet miał ścięte krótko i wygolone boki, zaś Oliver te fajne loki. Ale szczerze mówiąc brunetowi właśnie taka fryzura pasowała. Podkreślała jego styl Bad Boya.
- Brad by się nie kłócimy, jedynie wymieniamy swoje opinie za pośrednictwem Sophi. - odrzekła filozoficznie Lola. Chłopak spojrzał pytająco. Zapewne przeszło mu przez myśl kim jest ta Shophi.
- A właśnie, to jest Sophi...kurde Sophi jak ty masz na nazwisko. - zapytała zrezygnowana, nigdy nie umiała go zapamiętać.
- Kwiatkowska - odpowiedziałam jedynie, właśnie. Mój ojciec był z pochodzenia Polakiem. Własnie po nim odziedziczyłam te dziwne nazwisko.
- Jaka? - zapytał zdziwiony brunet spoglądając na mnie. Już wiedziałam czemu wszystkie laski się za nim uganiały. Miał przecudne oczy. Można było się w nich szybko rozpłynąć...boże Lola ogar.
- Kwiatkowska. Mój ojciec jest pochodzenia Polakiem. - odpowiedziałam i spojrzałam na jedzenie.
- Fajne nazwisko...takie inne. - odrzekł jedynie, a po moich plecach przeszedł dreszcz. Nie wiedziałam z jakiego powodu. Spojrzałam na niego, a na jego twarzy ujrzałam lekki uśmiech. Odwzajemniłam nieśmiało gest i ujrzałam jak brunet przysiada się na miejsce obok mnie.
*
Siedziałem z Sophi i słuchaliśmy kolejnych przesłodzonych słów naszych przyjaciół. Znaliśmy Lolę już od 4 miesięcy, ale zdążyliśmy się z nią zżyć. Była zabawna, a zarazem skryta, cicha, ale cicha, nieśmiała ale potrafiła zaskakiwać. To mnie intrygowało. Wiedziałem o niej wiele, ale także zdawało mi się, że mało. Było to dziwne, ale podobało mi się.
- Pączuuusiuu daj mi całusaa. - gadała słodkim tonem Lola.
- Zrzygam się zaraz - usłyszałem cichy głos Sophi i cicho się zaśmiałem pod nosem. Przyjaciele nawet nie zwrócili na to uwagi. Tak jakby mnie ani dziewczyny nie było tutaj.
- Idziemy? - zapytałem spoglądając na nią, a w ręce trzymałem puszkę coli. Obracałem nią w dłoni by co jakiś czas upijać z niej łyk.
- Gdzie? - zapytała zainteresowana, spojrzała na mnie tymi swoimi brązowymi oczami. Były zwykłe. Brązowe, ale dla mnie były cudowne. Ich brąz pasował do jej włosów. Ogniki skaczące po jej oczach dodawały im tylko uroku.
- Nie wiem, ale daleko od nich i od tej budy. - powiedziałem z uśmiechem. Oczywiście, że proponowałem jej wagary. Nie miałem ochoty na kolejne lekcje chemii, biologi, matmy i fizyki. Lekcje jeszcze mogą ujść, ale nauczyciele byli strasznie denerwujący. Nie można było się ruszyć bo już mieli jakieś problemy. Myśleli, że to coś da i uczniowie będą zwracać uwagę na edukację. Nie zauważyli, że to powodowało, że uczniowie jeszcze bardziej przeszkadzali.
- Wiesz, że nie lubię wagarów. - jęknęła dziewczyna. Była strasznie strachliwa w tych tematach, nie chciała trafić do gabinetu dyrektorki.
- Sophi jakby co wezmę winę na siebie, no proszę cię. - spojrzałem na nią proszącym spojrzeniem, a dziewczyna westchnęła ze zrezygnowaniem i kiwnęła głową w znak iż się zgadza.
*
Siedzieliśmy na mostku nad małym jeziorem. To było nasze miejsce. Brad pokazał mi je 3 tygodnie po poznaniu się. Był świetnym chłopakiem, ale nienawidziłam tego, że jedno spojrzenie jego brązowych tęczówek tak szybko potrafiło mnie przekonać do wszystkiego. Miałam do nich słabość. Po raz pierwszy poznałam jakiś przyjaciół. Bałam się strasznie, że wszystko zepsuje kolejna przeprowadzka. Że znów moja matka przyjdzie i oznajmi, że to koniec tego pięknego snu.
- O czym myślisz? - usłyszałam głos Brada, który od razu obudził mnie z rozmyśleń.
- Ogólnie. - wzruszyłam ramionami. - Boję się, że moja matka za jakiś czas znów będzie chciała się przeprowadzić. - westchnęłam i spojrzałam na niego. Cały czas miał lekki uśmiech. Wiedział, że to poprawia mi humor.
- Nie myśl o tym mała. Będzie dobrze, zobaczysz. - powiedział zaciskając dłoń na mojej. Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na taflę wody.
- Dziękuje ci Brad. - powiedziałam dalej się uśmiechając.
- Nie masz za co Sophi. - powiedział, a ja spojrzałam na niego. Kolejny raz rozpłynęłam się w tych jego pięknych tęczówkach. Chłopak położył rękę na moim policzku, a ja ani drgnęłam. Po chwili nachylił się nade mną i pocałował mnie w usta. Jedyne co zrobiłam to posłuchałam serca i odwzajemniłam to.
*jakiś czas później*
Weszłam do szkoły i od razu poczułam wzrok inny na sobie. Tak było już od 2 miesięcy. Czyli od czasu jak byłam z Bradem. Wszystkich zastanawiało "dlaczego wybrał ją". Przecież ona nie była tego warta. Była nikim. Ciągle takie słowa słyszałam za sobą.
- Ej Sophi !- usłyszałam za sobą głos jednej z plastików. Miałam tego dość. W tym momencie cieszyłam się, że mam takie trudne nazwisko i nie mogą go wymówić. Jedynie Brad, Oliver i Lola nauczyli się tego.
-Co? - zapytałam znudzona. Zauważyłam kątem oka jak Brad obserwuje nas i jest gotowy by podejść. Pokazałam mu ręką by został i spojrzałam wyczekująco na dziewczynę.
- Słyszałam, że jesteś aż taka żałosna, że gdy miałaś kilka lat twój tata cię zostawił. Nie dziwię się mu. Ty i twoja mamusia musiałyście serio być żałosne. No ale sorry taka dalej jesteś. Gruba i brzydka. Wiesz już pewnie dlaczego tatuś cię nie chciał. To pewnie dlatego jesteś taka nieśmiała i niekontaktowa. Wiesz, że my cię nie polubimy. A Brad....przecież to widać, że to także jest litość. Albo zakład. Po nim wszystkiego można się spodziewać. Ale przestań, uwierzyłaś w te jego słówka. Przecież on też za chwilę odejdzie. - powiedziała, a moje serce dostało cios jak nigdy, z oczu zaczęły lecieć łzy. Po prostu byłam bezsilna. Nie umiałam ani odpowiedzieć, ani uciec. Po prostu przyjmowałam ciosy. Po kilku sekundach poczułam jak ktoś łapie mnie w ramiona, od razu wyczułam woń perfum Brada. Wtuliłam się szybko jak mała dziewczynka i nie słuchałam już tego co mówią, chciałam jak najszybciej zniknąć.
*
Nie wierzyłem własnym uszom. Jak Alison potrafiła powiedzieć coś takiego w stronę Sophi. Co ona jej zrobiła? Przecież każdy wie, że nie wypomina się takich rzeczy. Jak się ma serce po prostu nie powinno się wypowiadać takich słów. One naprawdę potrafią ranić. Do tego gdy ma się tak słabą psychikę jak Sophi. Zawsze gdy zaczynała temat o swoim ojcu widziałem w jej oczach ten smutek, mimo, że udawała twardą. Dalej była krucha, bała się wyprowadzki i tego, że jej matka niedługo nas rozdzieli. Sam się tego bałem, ale wiedziałem, że im więcej się o tym myśli tym większe prawdopodobieństwo, że to się stanie.
- Brad ja chcę umrzeć. - usłyszałem cichy szept zapłakanej Sophi. Jedynie przytuliłem ją mocniej i nie miałem zamiaru puszczać.
- Kochanie nie słuchaj ich. - powiedziałem całując jej czoło. Wiedziałem jednak, że to trudne. Nie da się tak po prostu tego nie słuchać. Dodatkowo jeżeli co druga osoba w szkolę tak robi. Wiedziałem, że to moja wina. Wszystko z winy zazdrości dziewczyn. Musiałem coś z tym zrobić.
*
Siedziałam znów w pokoju dyrektora słysząc te słowa, które zwykle kierował do moich wiecznych prześladowców.
- Zrozumcie, że życie nie opiera się na chłopakach. - powiedział podirytowany dyrektor zaciskając rękę na swoim kubku. Mogłabym przysiąść, że jeszcze chwila, a kubek rozpadłby się pod jego naciskiem.
- Proszę pana, one wygrały. - powiedziałam wstając i biorąc swoją torebkę w rękę. - Wygrałyście, mam was dość. - powiedziałam i ze łzami w oczach opuściłam pokój.
- Sophi zaczekaj. - usłyszałam głos Brada. - co to znaczy, że wygrały?
- Brad przepraszam, ale mam dość. Chcę żyć normalnie. Zrozum mnie. - odpowiedziałam ze łzami już na policzkach, wyrwałam rękę z jego uścisku i pobiegłam przed siebie. Biegłam, a przez łzy w oczach nic nie widziałam, nie obchodziło mnie to. Chciałam uciec jak najdalej od nich. Zacząć żyć z dala od cierpień. W pewnym momencie usłyszałam przeraźliwy pisk, spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam samochód. Po tym pamiętam tylko ciemność.
*
Wbiegłem do szpitala i zacząłem szukać sali Sophi. Gdy zadzwoniłem do jej rodziców, oni oznajmili mi, ze ich córka miała wypadek. Od początku czułem coś dziwnego w sercu, ale nie miałem pojęcia co jest tego powodem.
- Przepraszam gdzie leży Sophi Kwiatkowska? - zapytałem ze swoim akcentem, przez co jej nazwisko wypowiedziałem strasznie dziwnie, pielęgniarka spojrzała do swojej karty i spojrzała na mnie smutno.
- Sala numer 589 - odpowiedziała, a ja szybko tam pobiegłem. Gdy wszedłem ujrzałem ją...całą w zadrapaniach i przypiętą do tych wszystkich maszyn. Podszedłem do łóżka i zająłem miejsce obok niej, ująłem jej dłoń i patrzyłem na nią smutno.
- Sophi...proszę...musisz żyć. - powiedziałem,a po moim policzku spłynęła łza kapiąc na jej dłoń.
*kilka godzin później*
Spałem trzymając ją za rękę, aż w pewnym momencie obudził mnie przeraźliwy pisk maszyn. Otworzyłem oczy i spojrzałem z przerażeniem, a zarazem bezsilnością na jej ciało. Po chwili lekarze wbiegający do sali odciągnęli mnie od jej ciała, a mi zostało jedynie krzyczeć jej imię i płakać z bezsilności....umarła.
*
- Jak to umarła? - zapytała moja bratanica. Kochała słuchać tej historii. Spojrzałem w okno, a potem na nią ledwo powstrzymując łzy. Minęły już 4 lata, a dla mojego serca dalej to było coś bardzo trudnego.
- Musiała odejść do aniołków. - odpowiedziałem.
- Więc jej już nie ma tutaj? - zapytała smutna, a ja pokiwałem przecząco głową.
- Nie, ona jest tutaj, na zawsze tutaj. - pokazałem na moje serce uśmiechając się lekko.
Czytam = Komentuje
nieeeeeeeeee ;_____; dlaczego ona umarła?! ;c
OdpowiedzUsuńone shot oczywiście świetny i bardzo dobrze napisany <3
już się nie mogę doczekać kolejnego :)
Ten koniec mnie zaskoczył. Nie lubię smutnych historii, bo tyle cierpienia w realu. Ale historia piękna i pewnie bardzo życiowa - szczególnie ta część o dręczeniu przez rówieśników. Dzieci, młodzież i dorośli niestety także bardzo potrafią ranić innych swoim słowem. Czekam na kolejnego one-shota, tylko teraz poproszę z happy-endem. Taki szczęśliwy na tą brzydką pogodę za oknem. Pozdrawiam M&M
OdpowiedzUsuńCudowna historia, az mi świeczki w oczach staneły, tak mi przykro się zrobiło, na końcu tej historii, myślałam o happy endzie, ale o dziwo sad end mi tu bardzo przypasował, cudowna historia oby jak najwięcej takich było,kochana czytałam z miłą chęcią. Jestem zaszokowana, jest piękna <3
OdpowiedzUsuń