Świstokliki

piątek, 27 grudnia 2013

Goodbay baby


Czasem człowiek zadaje sobie pytanie: Dlaczego? Dlaczego ja? Dlaczego on? Dlaczego my? Dlaczego ten świat krzywdzi? Dlaczego tracimy osoby, które kochamy? Dlaczego ludzie doceniają coś dopiero gdy to stracą? Dlaczego? Kurwa dlaczego?

                                                      Hej kochanie.
    Narastające myśli nie dające spokoju, chyba w takich momentach są naturalne. Łzy nie dające spokoju i powodujące niezmierne pieczenie przez ich ilość. Tysiące chusteczek w tuszu i puste pudełka po nich, zdjęcia mokre od łez, które ukradkiem wyleciały i uciekły od spotkania z chusteczkami. Umiejętność racjonalnego myślenia znika wtedy, a w myślach krąży tylko niezmierna tęsknota za daną osobą, która nigdy już nie wróci bo znikła by żyć gdzie indziej. Żyć w wieczności. Wspomnienia przeszłości, których jest pełno, ale już nie stworzymy nowych. Przez tysiące słów, które przerwały twoją walkę o lepsze życie. Próbowałeś walczyć, ale twoje serce i psychika płaczą na samą myśl o ludziach, która tak źle tobie życzą. Oczy wiecznie wypuszczają łzawą drogę po twoich policzkach. Która w ostatnich chwilach życia zmienia się na czerwono krwistą drogę. Znika wtedy obraz piękności tego świata, a pojawiają się czarne kolory. Człowiek traci jakąkolwiek pociechę z tego życia. Mimo wszystko dalej jest wyśmiewany. Tysiące kresek na rękach, które opowiadają historię twojej drogi. Znajdują się one także na twoim sercu w postaci wielkiej rany, która odwiecznie się powiększa. Szydercze głosy słyszane za plecami dosypują tylko soli na rany, która powoduję większy ból. Psychiczne samobójstwo następuje najszybciej. Zauważasz je po pustych oczach. Właśnie ty miałeś takie oczy. Ich blask brązowych klejnotów znikły już jakieś pół roku temu. Mimo wszystko na twarzy miałeś ten swój piękny, biały uśmiech. Dopiero teraz zauważyłam, że wiecznie był sztuczny. Każdy znany mi uśmiech na twojej twarzy miał jakiś procent sztuczności. Nigdy nie mówiłeś co szepcze twoje serce. Może dlatego, że nigdy nie pytałam. Byłam przy tobie całe życie, ale nie widziałam niczego. Każde twoje "jest dobrze" było przepełnione bólem, którego ja nigdy nie widziałam. Zwykle zatapiałam się w twoich oczach, nawet w ten ostatni dzień. Nie zauważałam ich pustości, ani podpuchniętych powiek, które były skutkiem wielogodzinnego płaczu. Byłam ślepa na twoje cierpienie.
    Poznaliśmy się w szkolnej ławce. Do dziś pamiętam, że pierwsze co do ciebie poczułam, to niechęć. Miałam tylko sześć lat, a ty jak zwykle podbierałeś mi kredki. Powodowało to w moim umyśle wielką euforię. Wpojone miałam, że nie wolno dotykać czyiś rzeczy, a ty właśnie łamałeś tą zasadę. Każdy dzień w placówce szkolnej kojarzył mi się z tobą. Pamiętam jak prosiłam moją mamę o przeniesienie do innej. Rosnące uczucie nienawiści powodowało, że miałam ochotę zadźgać cię nożyczkami. Z czasem jednak wszystko zaczęło się poprawiać. Stało się to w trzeciej klasie. Zacząłeś mi pomagać, a moje zdanie co do ciebie zmienił się straszliwie. Zaczęłam ci ufać, a z czasem zaprzyjaźniliśmy się. Nazywali nas papużkami nierozłączkami, a nas strasznie irytował ten fakt. Gdzieś w piątej klasie nie byliśmy już tak zżyci. Ty wybierałeś swoich kumpli, a ja zabawy z przyjaciółkami. Mimo wszystko co wieczór siedzieliśmy w naszym domku na drzewie. Opowiadaliśmy sobie żarty i jakieś wymyślone przez nas historie. Byliśmy roześmianymi dzieciakami, ale już wtedy twoje serce było ranione. Z tygodnia na tydzień ilość naszych spotkań zmieniała się. Z kilkunastu w ciągu zmieniła się na zerową. Widziałam cie jedynie w szkole, gdy ukradkiem znajdywałam cię w tłumie osób na korytarzu szkolnym. Już wtedy wiele dziewczyn uganiało się za tobą, a ty to lubiłeś, ale nie zdawał sobie nikt sprawy z tego, że to była twoja forma ucieczki. Twoje oczy już wtedy traciły swój odwieczny blask. Znów zwrócę uwagę na swoją ślepotę.
        Gdy poszliśmy do szkoły średniej, nasze kontakty urwały się w ogóle. Przez półtora roku nie widziałam cię nigdy. Chodziłeś do zupełnie innej placówki. Moje marzenie z dzieciństwa się spełniło. W końcu znikłeś z mojego otoczenia łamiąc mi serce na milion kawałeczków. Zrozumiałam jak wielkim uczuciem cię obdarzyłam. Z dnia na dzień zapominałam o tym. Gdy już zapomniałam całkowicie...znów wróciłeś. Kolejny raz wywalony ze szkoły z powodu swoich przewinień. Pamiętam ten dzień do dziś. Moje serce znów zabiło szybciej na twój widok. Jednak byłeś inny. Wiecznie w czarnych ciuchach. Ta znoszona czarna kurtka, ciągle była na tobie. Czarne, ciężkie buty dobrze dopasowywały się do czerni. Nigdy nie lubiłam takiego stylu, ale musiałam przyznać na tobie wyglądało to bardzo dobrze. Znów. Nie widział nikt, że to wołanie o pomoc. Twoje wybryki, które kolejny raz prawie doprowadziły do wywalenia ze szkoły, także one były prośbami o pomoc. Bardzo widocznymi, mimo wszystko nikt tego nie widział. Wszyscy byli ślepi.
    Mijaliśmy się na korytarzu, aż do pamiętnej dyskoteki. Stałeś w kącie, a ja zerkałam na ciebie dyskretnie. Obracałeś szklanką w ręce i odprawiałeś każdą dziewczynę, która podeszła. Nie byłeś żadną zainteresowany. Błądziłeś myślami gdzieś daleko. W swoim świecie, czarnym jak węgiel. W pewnym momencie nasze spojrzenia się spotkały. Odłożyłeś szklankę i podszedłeś. Pamiętam jedynie jedno słowo "Zatańczysz?". Twoja prośba zmieniła całkowicie moje życie. Tańczyłam z tobą tego wieczoru i wpatrywałam się w twoje brązowe oczy. Jak już wspominałam nigdy nie widziałam w nich tej pustki. Rozmawialiśmy jak za dawnych lat, spacerując po okolicznej plaży. Nałożyłeś mi na plecy swoją kurtkę. Pierwszy raz widziałam cię bez niej. Zerkaliśmy na siebie dyskretnie, aż w końcu zrobiłeś krok do przodu. Złapałeś swoją ciepłą dłonią za moją. Nie wiesz nawet jak idealnie się poczułam. Uczucie powróciło.
     Nie minęło wiele czasu, a staliśmy się parą. Tego okresu nie mogę zapomnieć. Byłam zapatrzona w ciebie, twoje gesty. Nie widziałam twojego cierpienia. Dopiero teraz je zauważyłam. Moja ślepota odeszła. Może dlatego, ze to twoja matka otworzyła mi oczy. Opowiedziała prawdziwą historię twojego życia. Codziennie zmagałeś się z problemami w domu. Twój ojciec pod wpływem promili znęcał się nad tobą. Jak mówi twoja matka, w dzieciństwie nawet molestował. Ukrywałeś to. Dlaczego? Mogłeś codziennie mi o tym powiedzieć. Wyżalić się, a ja postarałabym ci się pomóc. Tamtego ostatniego dnia. Widziałam, że było z tobą coś nie tak. Byłeś cichy, ale jednocześnie wyglądało jakbyś chciał coś powiedzieć. Twoje usta zamykały się i otwierały. Ale zamiast wydobywać się z nich słowa, muskały one moje. Twoje pocałunki były suche jak i soczyste. Przepełnione jakimiś nieznanymi mi uczuciami. Dziś przypominają mi się nasze pierwsze wspólne wakacje. Byliśmy sami, w jednym z domków nad morzem. Nie odstępowałeś mnie na krok. Było cudownie. Właśnie tam przeżyliśmy swój pierwszy raz. Był to dla mnie pierwszy raz z jakimkolwiek mężczyzną. Widziałam, ze to wyczułeś. Twoje ruchy były delikatne, bałeś się mnie skrzywdzić. Tworzyliśmy idealną całość. Którą niestety teraz rozdzielił los. Nasze spacery, maratony filmowe. schadzki w domku na drzewie, plany na przyszłość. Wszystko się skończyło. Bańka mydlana pękła. Wiem, ze muszę się z tym pogodzić. Ale to będzie bardzo trudne. Właśnie teraz muszę ci to powiedzieć. Kocham cię, musisz o tym pamiętać.
                                                                                                                       
                                                                           
            Goodbay baby...
                                                                                 Na zawsze twoja Jenny
Odłożyłam długopis i znów spojrzałam przed siebie. Ten widok spowodował wypływ kolejnych łez na kartkę. Wiedziałam, że on i tak tego nie przeczyta. Łudziłam się, że może jakimś cudem otworzy kopertę i przeczyta tekst. Moje serce krwawiło w tym momencie tak samo, jak codziennie jego. Nie mogłam wybaczyć sobie tej ślepoty. Zakleiłam kopertę. Musnęłam ją ustami, zostawiając na niej czerwony ślad od mojej szminki, a także spływające łzy zostawiły kilka czarnych śladów. Spojrzałam kolejny raz przed siebie i położyłam kopertę na mogile. Jego mogile.

2 komentarze:

  1. Piękny ale smutny... Łezka w oku się kręci. Czekam na kolejne! Może tym razem wesołe?

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo pięknie napisane, ale tak smutne że chyba się zaraz rozpłaczę ;( Nie mogę się doczekać kolejnego x

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy