Świstokliki

sobota, 29 grudnia 2012

Our life

















Pilot: Demi Lovato odkrywa zdradę swojego męża i zakłada mu sprawę rozwodową.Jakiś po rozwodzie znów się spotykają i znajdują odpowiedź na pytanie : Czy dalej istnieje pomiędzy nimi miłość?
Występują : 
Joe Jonas
Demi Lovato
Dallas Lovato
i inni  
                                                     podkład
   Otworzyłam oczy i miałam ochotę znów je zamknąć. Moje zapłakane oczy nie były przyzwyczajone na taką ilość światła na raz. Chciałam by to co miało miejsce przez ostatnie miesiące okazało się kłamstwem. Ale tak nie mogło się stać. On mnie zdradził. Zrobił coś czego obiecał, że nigdy nie zrobi. Złamał moje serce na 1000 różnych okruchów, a dziś miało zakończyć się coś co dalej nas łączyło, dzisiejszego popołudnia mieliśmy wziąć rozwód. Pytacie pewnie o co chodzi. Nazywam się Demi, Demi Jonas. Choć już niedługo znów Lovato. Byłam szczęśliwa z Joe, myślałam, że on jest równie szczęśliwy ze mną, ale to nie była prawda. Przez te kilka miesięcy łudziłam się, że wszystkie sms jakie otrzymywał nie miały takiego sensu jak sądziłam. Łudziłam się, że zapach jego koszuli jest spowodowany moimi perfumami, dobrze wiedziałam, że to nie moje perfumy. Wmawiałam sobie, że naprawdę ma nadgodziny. Że kocha mnie, że jest mi wierny, ale to co miało miejsce 3 miesiące temu zniszczyło moje życie. 
Jak co wieczór czekałam na niego z kolacją. Nie przychodził, a ja dzióbałam tylko widelcem w mojej porcji. W końcu nie wytrzymałam i wstałam. Wzięłam płaszczyk wiszący w przedpokoju i wyszłam z domu. Nie panując nad emocjami wsiadłam do samochodu i ruszyłam ku jego biurowi. Po kilkunastu minutach znalazłam się przed wielkim biurowcem i udałam ku biurowi mojego męża. 
- Witam panną Jonas - powiedziała przesłodzonym głosem sekretarka siedząca  za biurkiem w recepcji. 
- Dobry wieczór. Czy mój mąż jest w gabinecie? - zapytałam, a ona pokiwała twierdząco głową, ale gdy tylko ruszyłam zaczęła za mną krzyczeć coś w stylu bym tam nie wchodziła. Coś mi nie pasowało, a ja jako na bardzo ciekawską dwudziesto dwu latkę musiałam się dowiedzieć o co chodzi.
Pomimo nawoływania Samanty szłam dalej w stronę biura Joe'go. W końcu doszłam do niego i usłyszałam dziwne dźwięki zza drzwi. Otworzyłam drzwi, a z mojego oka wypłynęła pojedyncza łza. Joe i jego kochanka odsunęli się od siebie, a Joe spojrzał na mnie z przerażeniem.
- Demi, kochanie to nie tak - zaczął się tłumaczyć, a ja pokręciłam przecząco głową, a z oczy wypływały łzy.
- Daruj sobie - powiedziałam i uciekłam stamtąd.
Od tamtego czasu mieszkam u mojej siostry, a na twarzy nigdy nie pojawił się uśmiech. Cały czas moje serce było złamane. Pamiętam ten widok, jak całował ciało tej blondynki. Potem jego próby tłumaczenia się. Raz przyjechał pod dom mojej siostry, ale ta na moje życzenie powiedziała mu, że mnie nie ma.  
-  Demi nie przesadzaj, od dziś będziesz już wolna. Uwolnisz się od niego - powiedziała, a ja załkałam. 
- To nie takie proste. Ja dalej go kocham - powiedziałam i znów tego dnia usiadłam pod ścianą. 
- Wiem kochana, wiem - powiedziała, a ja westchnęłam 
                                                ♣♣♣
Ustałam przed drzwiami sądu i wzięłam głęboki oddech. W jednej z sal miał odbyć się nasz rozwód. Jedna rozprawa rozdzielająca nasze drogi na zawsze. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam ku odpowiedniej sali. Przed drzwiami ujrzałam go, był razem ze swoim prawnikiem, a tuż obok stał mój. 
- Witam panią - powiedział podchodząc do mnie, a mój już niedługo były mąż spojrzał na mnie. Od czasu tego pamiętnego wieczoru nie widzieliśmy się ani razu. Nie widział mnie, ani ja go. Czytałam jedynie jeden artykuł o jego firmie. 
- Dzień dobry - powiedziałam uśmiechając się lekko i ściskając rękę mojego przedstawiciela dzisiejszego dnia. 
- Witaj Demi - usłyszałam jego zachrypnięty głos, a po moich plecach przeszły dreszcze. 
- Witaj Joe - powiedziałam nawet nie zaszczycając go spojrzeniem. Zajęłam miejsce na krześle, a on jak na złość mi usiadł obok mnie. - Czego chcesz?
- Nie mogę usiąść przy swojej żonie? - zapytał wymownie. 
- Już niedługo byłej - oznajmiłam z przekąsem. 
- Nie dałaś mi nawet wytłumaczyć - zaczął, a ja prychnęłam. 
- Myślisz, że jestem taka głupia. Wiem, że od dawna miałeś romans - powiedziałam, a on spuścił głowę. 
- Ale to nie znaczy, że ciebie nie kochałem - powiedział, a ja prychnęłam. 
- Zdradziłeś mnie Joe, nie ważne co do mnie czujesz. Jeżeli mnie kochałeś to nie powinieneś robić tego co zrobiłeś - powiedziałam spoglądając na niego srogo. 
- Zapraszam, teraz wasza kolej - powiedziała nam kobieta wychodząca z sali. Spojrzałam na Joe i wyprzedzając go weszłam do sali. Gdzie miało się skończyć nasze małżeństwo. 
                                                   ♣♣♣
                                                   podkład
Siedziałam na ławce i podziwiałam piękno jesieni. Od 6 miesięcy byłam wolna, ale nie czułam się lepiej. Wręcz gorzej. Czułam, że straciłam kogoś ważnego w moim życiu i już go nie odzyskam. 
Westchnęłam i przymknęłam oczy. Otworzyłam je i szybko wstałam. Co okazało się wielkim błędem. Poczułam jak wpadam na kogoś. 
- Przepraszam cię, nie chciałem - usłyszałam czyjś głos i zamarłam. To był on. To był Joe. Spojrzałam na niego, a on również zamarł. - Demi? 
- Witaj - powiedziałam - nic nie szkodzi to ja się zapatrzyłam - powiedziałam z lekkim uśmiechem. 
- Może w imię rekompensując dasz zaprosić się na kawę? - zapytał z nadzieją w głosie, a ja zastanowiłam się. - Jako starzy znajomi. 
- Dobrze - powiedziałam lekko się uśmiechając. Po czym ruszyłam za swoim byłym mężem. 
Szliśmy i rozmawialiśmy jak starzy dawni znajomi, jakbyśmy wcale nie brali tego rozwodu. Jak za dawnych czasów opowiadał kawały, a w kawiarni zamówił moją ulubioną kawę. Zdziwił mnie fakt, że dalej pamięta. Za czasów naszego małżeństwa, byliśmy razem na kawie zaledwie dwa razy. Ale nie były to miłe wyjścia na miasto. On cały czas zaglądał w zegarek i tłumaczył się pracą, po czym wstawał i z tą samą wymówką odchodził ówcześnie muskając mój policzek na pożegnanie. Potrzebowałam go, a on cały czas tłumaczył się pracą.

- Więc co tam u ciebie? - zapytał spoglądając na mnie pytająco z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Dość dobrze, ostatnio coraz więcej pracy. Jonson wymyślił nowy projekt, ale tak to ujdzie - uśmiechnęłam się i upiłam łyk gorącej cieczy. - A u ciebie?
- Dobrze - odpowiedział, a ja lekko się uśmiechnęłam. - A prywatnie?
Te pytanie mnie zaskoczyło, ale nie słowa tylko wyraz jego twarzy i  ton głosu. Był jakiś dziwny po zadaniu pytania. Jakby się czegoś obawiał. Czyżby tego, że mogłam znaleźć sobie kogoś? Przecież to on zdradzał mnie, a ja byłam wierna, choć inna kobieta na moim miejscu dawno by odeszła. 
- Jeżeli chodzi ci czy mam partnera to nie - odpowiedziałam, a on jakby lekko uśmiechnął się pod nosem - a ty? 
- Od czasu naszego rozwodu nawet nie szukałem kogoś - powiedział i spojrzał na mnie. 
- Aha - odpowiedziałam i spojrzałam na zegarek, kiedy zobaczyłam która jest godzina przeklęłam pod nosem - przepraszam, ale muszę iść, Jonson zabije mnie jak się spóźnię - oznajmiłam wstając i dopijając kawę. - Miło było cię spotkać.  
- Mnie ciebie też - oznajmił, a ja lekko się uśmiechnęłam - Może umówimy się kiedyś na lunch ? 
- Bardzo chętnie - odpowiedziałam lekko się uśmiechając i udałam w stronę drzwi wyjściowych. Odwróciłam się jeszcze raz w jego stronę i pomachałam. Nie miałam pojęcia, że po naszym rozwodzie będę tak mile do niego nastawiona. Wychodząc z kafejki w głębi serca czułam, że dalej coś do niego czuję, ale nie zamierzałam na razie nic z tym robić, dalej miałam do niego żal. 
                                                     ♣♣♣
- Spóźniłaś się - powiedział Jake gdy wychodziłam z windy. Nie lubił mnie, wszyscy wiedzieli o tym. Pragnął by szef mnie wyrzucił, a najdrobniejszy błąd był zgłaszany przez niego do szefa. Przez niego wiele razy byłam wołana na rozmowę do naszego szefa. 
- Naprawdę? - powiedziałam z sarkazmem mijając go. Nie miałam ochoty na żadne kłótnie, a wiedziałam, że fakt mojego spóźnienia zostanie zaraz zgłoszony. 
Jak myślałam, Fox od razu poszedł do szefa i poinformował go o moim spóźnieniu. an Jonson od razu zawołał mnie na pogawędkę. 
- Zawiodłaś mnie Lovato - powiedział mężczyzna, a ja wywróciłam oczyma - dobrze wiesz, że mamy teraz ten ważny projekt na głowie, a ty przychodzisz kiedy chcesz.  Do tego jak się nie mylę to nie jest twoje pierwsze przewinienie. 
- Przepraszam pana, ale były korki. Spóźniłam się zaledwie dwadzieścia minut - zaczęłam się tłumaczyć. 
- Nie obchodzą mnie korki. Dobrze wiesz, że nie toleruje spóźnień - powiedział, a ja spojrzałam na niego. - Ale wiem co możesz zrobić w imię rekompensaty - powiedział podchodząc do mnie. Przełknęłam ślinę gdy jego ręce znalazły się na moich ramionach. Czułam jak zjeżdża niżej. Szybko podniosłam się i oparłam o blat biurka. Mężczyzna zaśmiał się pod nosem. - Nie bądź taka sztywna Lovato. - powiedział i podszedł do mnie. Złapał mnie za dłonie uniemożliwiając mi ucieczkę i zaczął całować mnie po szyi. Czułam jak jego ręce wędrują za moją bluzkę, a z oczu zaczynają wypływać łzy. W pewnym momencie otrząsnęłam  się i kopnęłam w kroczę mojego szefa. Po czym uciekłam z biura. 
- Demi? Co się stało? - zapytała zaniepokojona Fiona. 
- Odchodzę - powiedziałam jedynie przez łzy i pobiegłam ku windzie. Wsiadłam do niej i oparłam się o ścianę. Po czym zjechałam po niej i ujęłam twarz w dłonie. Nie wiedziałam, że mój szef jest taki. Zawsze mówiono, że to przyjazny czterdziestolatek. Jak widać wszyscy nie znali go z tej strony. 
                                                  ♣♣♣
Siedziałam w salonie, a moimi towarzyszami były chusteczki, koc i jakiś badziewny film w telewizji. Od czasu tego zdarzenia w biurze byłam załamana. Siedziałam przed telewizorem i płakałam. Kiedy ktoś przychodził w celu zaproszenia mnie na kawę lub zakupy ja tłumaczyłam się bólem brzucha. Ale wszyscy wiedzieli, że to nie to było przyczyną mojego zachowania. Usilnie dzwonili, ale ja nie odbierałam. Słyszeli jedynie moją sekretarkę. 
Usłyszałam pukanie do drzwi i leniwie podniosłam się z kanapy. Miałam ochotę zabić przybysza. Wiedziałam, że to jedna z moich przyjaciółek albo koleżanek z pracy chcąca zapytać, czemu nie ma mnie dziś w pracy. 
Ale jednak myliłam się. Kiedy otworzyłam drzwi moim oczom nie ukazała się ani jedna z wymienionych osób, ale...Joe. 
- Witaj - powiedział lekko się uśmiechając. 
- Cześć, po co przyszedłeś? - zapytałam wprost, a on spojrzał na mnie pytająco, pewnie interesowało go, skąd u mnie ten niemiły ton. 
- Coś nie tak? - zapytał, a ja wywróciłam oczyma. 
- Od kiedy cię tak interesuję? - zapytałam poddenerwowana - Jak byliśmy małżeństwem nie interesowało cię gdzie jestem, czy cię interesuję, a jedynie twoje kochanki i praca. - powiedziałam, a on spojrzał na mnie niedowierzająco. - Nie po to brałam z tobą rozwód byś znów wtrącał się do mojego życia! - wykrzyknęłam. 
- Zmieniłem się! Okey?! Dopiero po twoim odejściu zrozumiałem co zrobiłem! Kiedy Dallas do mnie zadzwoniła i powiedziała co się z tobą dzieję i poprosiła o pomoc to przyszedłem, ale widocznie na marne przyszedłem - powiedział i zawrócił się. Zaniemówiłam, a z moich oczu wypłynęły pojedyncze krople. Spojrzałam na niego, był już obok bramy kiedy moje serce kazało mi za nim biec. 
- Joe ! - krzyknęłam w celu zatrzymania go, a on odwrócił się w moją stronę. Podbiegłam do niego i wpiłam w jego usta. On stał jak osłupiały, ale po chwili odwzajemnił pocałunek. - Przepraszam. Nie wiedziałam, po prostu przeżyłam coś przez co się załamałam. - mówiłam przez łzy, a on przytulił mnie do siebie. 
- Ćsiiii będzie dobrze - zaczął mnie uspokajać, a ja spojrzałam w jego oczy. 
- Kocham cię, nigdy więcej mnie nie zostawiaj - powiedziałam, a on zbliżył swoją twarz do mojej. 
- Ja ciebie też i nie zostawię, obiecuję - powiedział wpijając się w moje usta. 
                                                     THE END 

czwartek, 1 listopada 2012

Dom Stevensów


Pilot: Grupa przyjaciół wybiera się do domu by przeżyć przygodę, a jedyne co przeżywają to lekcja miłości. 
Obsada 
Angela - Demi Lovato 
Jake- Joe Jonas
Victoria - Selena Gomez
Tayler - Justin Bieber 
Brad - Louis Tomilson 
Harry - Harry Styles
Dylan - Nick Jonas 
Sonny - Miley Cyrus 

Środa 31.10.2012 rok
Grupka przyjaciół postanowiła, jak co każde Halloween udać się do jakiegoś, znanego, strasznego budynku. Najbardziej znany ostatnio był dom Stevensów w New Jersy. Intrygowała ich historia tego oto budynku. Podobno co Halloweem budziły się w nim wszelkie, poza ziemne i mityczne istoty, próbujące zwabić do siebie ludzi. Mówią, że czerpią one z takiego osobnika moc, energie i upodobniają się do tego człowieka podając za niego. Nie zastanawiając się, grupka przyjaciół, postanowiła tam oto spędzić dzisiejszą noc.
- Szybciej! Bo nie zdążymy !  - krzyknęła zniecierpliwiona Victoria. Było to do niej podobne. Nikt nigdy nie widział jej spokojnej i optymistycznie nastawionej do życia.
- Spokojnie, mamy jeszcze dwie godziny – odrzekł rozbawiony Josh. Spojrzał na nią z tym samym rozbawieniem w oczach.
- A co jeżeli będą korki?! – powiedziała, a raczej krzyknęła oburzona, a wszyscy mimowolnie zaśmiali się pod nosem.
- Spokojnie, weź kilka głębokich oddechów – odrzekła Angela zatrzymując dziewczynę.
- Właśnie – poparł ją Jake siedzący obok niej, uśmiechnął się ciepło do Victorii, a ona wywróciła oczyma. – Nie ma takiej opcji byśmy się spóźnili – zapewnił dziewczynę, a ona uspokoiła się lekko.
- Może i macie racje – odpowiedziała w końcu. Podeszła do kanapy i zajęła swoje  miejsce.
- Nie boicie się? – zapytali chłopcy z nutką grozy w głosie . Dziewczyny jedynie zaśmiały się lekko pod nosem.
- Czego niby? – zapytała Angela. – Przecież historia tego domu to kolejna, durna bajeczka dla zdobycia kasy. – powiedziała rozbawiona.
- Może, a co jeżeli tam naprawdę coś czyha na nasze niewinne dusze? – zapytał Jake udając jak najpoważniejszy ton. Spojrzał na wszystkich znacząco, a po chwili sekundach wszyscy wybuchli śmiechem włącznie z nim.
- Dobra, ale teraz na poważnie – powiedziała ledwo powstrzymując się od śmiechu Claudia. – Macie wszystko? – zapytała biorąc do rąk swoją torbę, sprawdzając czy niczego nie zapomniała.
- Myślę że tak – powiedział Dylan biorąc do rąk bagaż jego i Victorii. Byli oni parą od około trzech lat. Choć zdarzało im się tak pokłócić, że ich związek uważany był za zakończony.
- My mamy wszystko – odrzekła Angela sprawdzając torbę jej i Jake. Także byli razem, ale oni w  przeciwieństwie do Victorii i Dylana byli różni, ona była delikatna i łatwo było ją zranić, a on był typem Bad boya, a jak mówią : Przeciwieństwa się przyciągają.
- Ja też – odrzekł Michael spoglądając do swojej torby. Kiedy wszyscy sprawdzili zawartości bagażów, wstali i wyszli z domu. Każdy chciał poczuć dreszczyk emocji i mili nadzieję że dom Stevensów im to zapewni. Wsiedli do samochodów i udali się w stronę wyznaczonego celu. Po kilkudziesięciu minutach dotarli do budynku. Opuścili pojazd i rozejrzeli się dookoła. Nie była to spokojna okolica, biło od niej złą energią. Dom też nie zapraszał do środka. Wydawał się wielki oraz opuszczony, jedno co ich zadziwiło to, to że okna były zabite deskami. Jake podszedł do Angeli i złapał ją za jej kruchą i delikatną dłoń. Ona zadrżała i spojrzała przestraszona w jego stronę. Kiedy zobaczyła, że to jej chłopak, odetchnęła z ulgą. Mężczyzna przybliżył się do niej bardziej i objął ją szczelnie ramieniem.
- Chyba się nie boisz? – szepnął jej na ucho. Ona spojrzała na niego lekko urażonym wzrokiem i nie odpowiadając na pytanie położyła głowę na jego ramię. On uśmiechnął się pod nosem i pocałował ją w czubek głowy.
- Z tobą niczego się nie mogę bać – odrzekła cicho, a on słysząc to mimowolnie się uśmiechnął.
Victoria spojrzała w kierunku budynku i dostrzegła kobietę opuszczającą budynek. Zmierzała ona w ich stronę, a na twarzy miała wielki, a zarazem dziwny uśmiech.
- Patrzcie – powiedziała kiwając głową w stronę tajemniczej kobiety , a wszyscy skierowali wzrok w stronę owej kobiety.
- Witam drogich gości – powiedziała miłym tonem. Angeli coś w niej nie pasowało, miała ona według niej coś dziwnego i tajemniczego w oczach, które błyszczały w blasku księżyca. Były ciemne niczym węgiel.
- Witamy – odpowiedzieli równie miło. Ale Angela dalej przyglądała jej się, a ona wyczuwając jej spojrzenie skierowała swoje czarne oczy w jej stronę.
- Więc zapraszam do domu, czeka was tam świetna zabawa i lekcja – powiedziała, a na jej twarzy dalej widniał, pozornie prawdziwy uśmiech. Kobieta ruszyła w stronę budynku, a oni zrobili to samo. Sonny spojrzała z uśmiechem na Taylera, kiedy złapał ją za dłoń. Tak, to była kolejna para w ich paczce.
- Oto skromne progi Stevensów – powiedziała kobieta otwierając drzwi, a jak w każdych strasznych domach one wydały z siebie skrzypniecie. Kiedy przyjaciele przeszli przez próg, trafiła ich dziwna fala zimna. Angela ścisnęła mocniej rękę swojego chłopaka, to samo uczyniły  Victoria i Sonny ze rękoma swoich partnerów. Udawały tylko takie twarde, a w środku trzęsły się ze strachu. Najbardziej Angela, a przyczyną były jej podejrzenia dotyczące kobiety.
- Więc teraz zostawię was samych, pamiętajcie uważajcie, potwory nie są zbyt miłe – powiedziała, a wszyscy wzięli to za żart, ale ona mówiła całkiem poważnie. Kobieta poszła w nieznanym im kierunku i zniknęła za ścianą. Wszyscy spojrzeli po sobie usiedli na sofach stojących obok.
- To co robimy? – zapytał Harry mierząc wszystkich wzrokiem. Oni zaś spojrzeli po sobie i wzruszyli ramionami wznak niewiedzy i niezdecydowania. Kiedy nikt nie patrzył Victoria złapała za rękę Dylana i pociągnęła go do jakiegoś pomieszczenia. Otworzyli drzwi, a ich oczom ukazał się pokój o bordowych ścianach bez okien. Spojrzeli na fotel stojący oparciem do nich, a przodem do kominka, zauważali jakąś postać.
- Witam – usłyszeli kobiecy głos dobywający się z owego fotelu. Po chwili mebel odwrócił się do nich przodem, a ich oczom ukazała się kolejna dzisiejszego wieczoru strużka. Miała ona siwe, można powiedzieć, że białe włosy. Była ubogo ubrana. Pierwsze co im przyszło na myśl to, to, że jest to pracownica tego domu i ma ona na celu nastraszenie ich.
- Dobry wieczór – odrzekli, a ona uśmiechnęła się lekko. Tak samo jak tamta kobieta, która ich wprowadzała. Kobieta spojrzała na Victorie i pokiwała do niej ręką, wznak żeby podeszła do niej. Dziewczyna mimo przestrachu podeszła do niej. Nachyliła się nad nią i szepnęła jej coś na ucho.
- Tak – odpowiedziała, a kobieta zaśmiała się złowieszczo i pomachała palem w geście jakim ludzie pokazują żeby się nie kłamało. Dylan spojrzał na swoją partnerkę z przestrachem, a ona poczuła coś dziwnego spływającego z jej nosa. Dotknęła go i ujrzała na palcach krew. Po sekundzie upadła na ziemię, zemdlała wydaje się. Ale brak funkcji życiowych oznajmia śmierć. Przestraszony chłopak wybiegł z pokoju nie zważając na swoją ukochaną.
- Co jest? – zapytał Jake przyjaciela widząc jego minę.
- Victoria…ona…- nie umiał się wysłowić. Wszyscy zaśmiali się, ale mu nie było do śmiechu. Jego poważny wyraz twarzy wzbudził w nich mieszane uczucia. Wszyscy w ciągu sekundy spanikowali.
- Co z nią? – zapytała z przestrachem  Anegla. Martwiła się o nią, były jak siostry. Wstała z kanapy, a w jej oczach pojawiły się słone krople, a same oczy błyszczały z powodu cieczy znajdującej się w nich.
- Ta kobieta…, ona ją zabiła – powiedział, a jego policzki w mgnieniu oka stały się mokre. Angela wybuchła gromkim płaczem, a Jake nie mogąc na to patrzeć, wstał i wziął ją w ramiona. Ona czuła jakby ich więź została zerwana, a jej serce dostało cios w serce.
- Powiedz wszystko co tam się stało. – powiedział z niezwykłym spokojem Jake, a w ramionach dalej trzymał ledwo trzymającą się na własnych nogach Angele.
- Victoria zaciągnęła mnie do nieznanego pokoju, tam była jakaś dziwna staruszka, pozornie miła. Kazała podejść jej do siebie i szepnęła coś na ucho, ona odpowiedziała jedynie „tak”, a z jej nosa zaczęła sączyć się krew. Potem upadała na ziemię – powiedział, a Anegla spojrzała na niego ze złością tak jak reszta osób w pokoju.
- I zostawiłeś ją tam tak?! – zapytała wyrywając się z ramion partnera. Chłopak szybko chwycił ją za dłoń, uniemożliwiając jej na dalsze czyny.
- Spokojnie – powiedział łapiąc ją szczelnie w ramiona, a ona zaczęła się  wyrywać. Po kilku sekundach opadła na jego tors dając upust emocją poprzez łzy. – Jak mogłeś ją tak zostawić? Nie przyszło ci na myśl, że żyje?
- Nie ruszała się, nie oddychała – powiedział,  a Jake postawił Angele obok siebie, całując ją w czoło i ruszył w stronę pokoju.
- Nie idź tam ! Jake! Zwariowałeś!? – krzyczała za nim dziewczyna,  ale on nie zważał na jej wołania, wszedł do pomieszczenia. Reszta chłopaków przybiegła za nim. Na środku pokoju nie było nikogo, nawet ciała, jedynie krew i kartka. Mężczyzna podszedł do niej i wziął ją w dłonie.
- Miłość to klucz, lecz fałsz to zguba – przeczytał, a reszta osobników w pokoju spojrzała po sobie ze zdziwieniem.
- Co to do cholery ma znaczyć? – zapytał wkurzony Harry, a inni tylko wzruszyli ramionami w znak niewiedzy.
- Nie mam pojęcia, może dziewczyny będą wiedziały – powiedział Brad, a wszyscy przyznali ze to dobry pomysł. Wyszli z pomieszczenia i udali się w stronę dziewczyn.
- Jeszcze raz coś takiego zrobisz !- krzyknęła wkurzona nieźle Angela podbiegając do Jake, a on jedynie zaśmiał się pod nosem. Dziewczyna wywróciła oczyma i odeszła urażona, on westchnął pod nosem, ale nie miał teraz czasu na kłótnie. Przecież trzeba było dowiedzieć się co oznaczała ta całą zaistniała sytuacja z Victorią.
- Może wy wiecie co to znaczy – powiedział Brad podając im kartkę z napisem. Dziewczyny przeanalizowały ją dokładnie.
- Nie mam pojęcia – powiedziała Camila odkładając kartkę na stolik. Po chwili do rąk wzięła ją także Sonny, skrzywiła się lekko i pokiwała głową wznak niewiedzy. Potem do rąk wzięła ją także Angela. Przeczytała ją kilka razy i uważnie wsłuchała się w znaczenie słów.
- Miłość jest kluczem, trzeba się nią kierować – powiedziała i odłożyła kartkę, a inni spojrzeli na nią zdziwionym wzrokiem – czyli tylko miłość może nas ocalić.

- Tak, ale przecież Dylan kocha Victorię, ale ona zmarła, ona także  go – powiedziała Camila, a Angela dalej urażona na swojego chłopak wzruszyła obojętnie ramionami, dalej także myślała o swojej przyjaciółce. Miała ochotę uciec z tego domu, ale chciała się dowiedzieć co z nią się stało.
- Zostawcie nas na chwile samych – powiedział Jake, a reszta spojrzała na niego z wyrozumiałym spojrzeniem i weszli do pokoju gdzie nikogo na szczęście nie było. – O co ci chodzi? – zapytał już lekko wkurzony.
- O to że mnie nie rozumiesz – powiedziała patrząc na niego ze złością – martwię się o ciebie, a ty jak nigdy nic wracasz i śmiejesz się ze mnie, ponieważ boję się o ciebie . – powiedziała, a ona zaśmiał się ironicznie.
- Ty wszystkiego się boisz, bez względu na to czy jest czego – powiedział nieźle podirytowany, spojrzał na nią złowrogo. Ona jedynie pokiwała głową z niedowierzaniem i rozczarowaniem.
- Jeżeli nie umiesz zaakceptować mnie taką jaką jestem to widzę że My jako związek nie mamy na co liczyć – powiedziała, a on patrzył na nią ze zdziwieniem w oczach. – To koniec – powiedziała i ominęła go wchodząc do pomieszczenie gdzie była reszta przyjaciół.
- Gdzie Tayler? – zapytała wchodząc do pomieszczenia, dziewczyny spojrzały na nią pytającym wzrokiem kiedy dostrzegły łzy na jej policzkach.
- Poszedł gdzieś, oznajmił że musi do łazienki – powiedziała Sony, a Angela usłyszała za sobą kroki.
- Czy on zwariował? – zapytał Jake stojąc za nią. Wszystkich zdziwiła ich odległość między sobą i to że nie trzymali się za ręce.
*tymczasem u Taylera
Podążał po budynku w celu znalezienia łazienki. Nie mógł jej znaleźć. Jedynie pomieszczenia w bardzo podobnym guście do tego na dole. I kilka sypialń.
- Tayler – usłyszał ciche nawoływanie, ten głos przypominał mu Victorię, głos który działał kojąco na jego bębenki. Kiedyś byli razem, ale ich związek przerwał się w wyniku przeciwności losu. – Tayler – znów.
- Victoria? – zapytał lekko przestraszony, ale odpowiedziała mu głucha cisza. Po chwili ujrzał postać, sylwetkę którą pamiętał, którą tak bardzo kochał. Wiedział że to jego wina, gdyby jednak nie powiedział nikomu o tym domu, ona by żyła.
- Tayler – ujrzał jej uśmiech, jej twarz. Ujrzał całą ją. Tą którą kochał, którą pożądał.
- To ty? – zapytał, a dziewczyna zbliżyła się do niego. Spojrzał w jej oczy i spostrzegł że to nie te same prawdziwe i pełne miłości oczy.
- Tak – powiedziała, znów, kolejne zwątpienie. Znów serce mówi to nie ona. Ona nachyliła się na nim i już miała go pocałować.
- To nie ty – powiedział, a ona zaśmiała się pod nosem, jej oczy przybrały kolor węgla. Tak jak tamtej kobiety. Zjawa wyjęła ze spodni nóż i wbiła mu go w brzuch. Znów. Z jego ust zaczęła wydobywać się krew. Spojrzał na nią, a ona jedynie miała na twarzy ten chytry uśmiech. Ten niby nic nieznaczący gest. Chłopak z wbitym nożem spadł na podłogę, a owa postać przybrała jego ciało. Wyjęła sobie nóż z brzucha i zeszła na dół. Użyła swoich mocy tak by nie miał śladu po cięciach i weszła do pomieszczenia.
- I co znalazłeś wc? – zapytał Harry, a postać skupiła wzrok na Anabel i Jake. Kolejny smaczny kąsek. Pomyślała.
- Tak – odpowiedział chłodno. – Ej Angela muszę ci coś pokazać. – powiedział, a dziewczyna nie patrząc na byłego chłopaka poszła za przyjacielem, tak jej się wydawało, tak naprawdę było to jedynie jego ciało.
- Co chcesz mi pokazać? – zapytała kiedy byli już na piętrze, wtedy dostrzegła te czarne oczy. Które poznałaby wszędzie. – To ty ! Coś ty zrobiła z moimi przyjaciółmi?!
- Wiedziałam, że wiesz, że nie jestem zwykłym człowiekiem. Wyczułam to. Jesteś sprytna. Fajnie będzie przybrać twoje ciało – powiedziała, a Angela zlękła się. Zauważyła na ścianie miecz i szybko wzięła go do rąk. W tym momencie stwór przybrał postać Victori. – I co teraz?
- Co od nas chcesz?! – zapytała, a to coś jedynie zaśmiało się pod nosem.
- Zaznaliście zguby, nie wiecie co to znaczy kochać – powiedziała.
- Mylisz się, wiemy – powiedział Jake stojący za istotą. Angela popatrzyła na niego z przestrachem.
- Tak? Trochę dziwne jeżeli wasi przyjaciele zdradzali się nawzajem, a wy się rozstaliście – powiedziała, a Angela spojrzała smutno na Jake.
- Ja nie zerwałam z nim dlatego że go nie kocham, tylko dlatego że nie rozumiemy się nawzajem – powiedziała, a postać uśmiechnęła się chytrze.
- Tak więc zabij swoją przyjaciółkę w imię miłości – powiedziała trafiając w jej czuły punkt. Wiedziała czego Angela nigdy nie zrobi. Kiedy dziewczyna opuściła miecz zaśmiała się pod nosem i odwróciła w stronę Jake.
- Kocham go, a ty nie jesteś Victorią, jedynie przybrałaś jej ciało – powiedziała nabierając pełności siebie i wbijając miecz w ciało istoty. Jake podbiegł do niej i wziął ją w ramiona.
- Ćsii  spokojnie – powiedział, a ona wtuliła się w jego ramiona. Wszyscy weszli na górę i dostrzegli już nie Victorię, a obrzydliwego potwora na ziemi.
- Kocham cię – powiedział do niej, a ona zaczęła płakać, wzięła jego głowę w dłonie i wpiła się w jego usta.
- Ja ciebie też – powiedziała, a w tym momencie drzwi pokoju się otworzyły, a z ich wnętrza wyszli Tayler i Victoria. Żywi. Angela podbiegła do niej i wtuliła się w nią.
- Sony musimy pogadać – powiedział od razy Tayler i wziął ją na dół.
- Dylan my też – powiedziała Victoria i we czwórkę zeszli na dół.
- O to chodziło tej istocie? – zapytał Jake, a Angela pokiwała twierdząco głową. – Przepraszam. – szepnął i spojrzał na nią smutno.
- To ja przepraszam – szepnęła.
- O jakie to słodkie, ale nie przy ludziach – powiedzieli Harry, Brad i Camila.
Wszyscy wyszli z domu, z ważną lekcją. Trzeba mieć miłość prawdziwą bo fałszywa przynosi jedynie zgubę. Kiedy oni we właściwych już parach opuścili teren posesji. Wyszła z niego kobieta i zaśmiała się złowieszczo.
- To jeszcze nie koniec- powiedziała.
The End? 

czwartek, 16 sierpnia 2012

One shot FF1D Love versus Dreams.


Tytuł: Love versus Dreams.
Stron: 4,5 
Ilość wyrazów: 1 232
Połączenia: Zemi (Zayn & Demi)
Inspiracja: One Direction - Gotta Be You
Podsumowanie : Jest to mój drugi one shot w życiu oraz pierwsza historia jaką piszę o 1d.
Podpowiedzi:
Zayn - kursywa
Demi – normalnie.
Rok 2010
Oklaski, ale nie tylko publiczności, ale także jurorów. Wszyscy wstali, to było jak sen, sen w których marzenia się spełniają. Spojrzałem do boku i spostrzegłem zapłakaną Demi. Choć wiedziałem że to łzy szczęścia to i tak moje serce krajało się widząc jej mokre policzki i czerwone oczy. Odwróciłem wzrok i ze zniecierpliwieniem spojrzałem na jurorów.
 - Pięć razy tak! – usłyszeliśmy głos Simona, to on wymyślił One Direction. Czyli naszą szansę na spełnienie marzeń.
***
- Pięć razy tak ! – usłyszałam głos Simona, to on dał szansę chłopakom, to on uszczęśliwił Zayna. Popatrzyłam na mojego chłopaka z uśmiechem na ustach, byłam z niego strasznie dumna. Spełnił marzenia, to ja go namówiłam na ten cały X Factor, nie chciał brać w nim udziału, ale ja po prostu zaciągnęłam go tam.
-  Dostaliśmy się ! – usłyszałam głos Zayna kiedy już weszli za kulisy, na twarzach wszystkich chłopaków widziałam ta radość, a raczej powinnam powiedzieć euforię.
- Jestem z ciebie dumna – powiedziałam podchodząc do niego i wtulając się w jego tors – z was- poprawiłam się.
***
Siedziałem w pokoju i rozmyślałem, byłem strasznie wdzięczny Demi, gdyby nie ona to dalej śpiewałbym tylko dla moich bliskich, tu miałem szansę pokazać mój talent, spełnić marzenia.
Ale co jeżeli te marzenia zniszczą miłość?
***
- Kocham cię – szepnęłam, kiedy chłopaki wchodzili do busa, czekała nas pozornie krótka rozłąka. Pomachałam Zaynowi i przesłałam mu buziaka, on uśmiechnął się i zrobił to samo co ja. Nim się obejrzałam bus oddalił się, a chłopaki wraz z nim.
***
- Zayn twój telefon dzwoni- powiedział Niall pukając w drzwi naszej wspólnej łazienki, opłukałem moją jamę ustną z resztek pasty i jak torpeda wybiegłem z pomieszczenia dorwałem moją komórkę. Widząc na wyświetlaczu imię mojej dziewczyny na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech.
- Cześć kotku – powiedziałem odbierając połączenie.
- Cześć kochanie i jak tam na warsztatach? – zapytała, jej anielski głos obił się o moje bębenki wywołując w moim sercu cios tęsknoty.
- Wspaniale, choć to wszystko jest strasznie męczące – oznajmiłem siadając na moim łóżku. Dopiero teraz spostrzegłem że ten ciołek zwany Niallem zajął łazienkę, co znaczy że mam około 2 godziny na rozmowę z Demi.
- Trzeba się trochę pomęczyć by dojść na szczyt – powiedziała, a ja uśmiechnąłem się, jak ona uwielbiała się wymądrzać, ale to w niej kochałem.
- Wiem, wiem – uśmiechnąłem się – ale najchętniej to chciałbym być w domu, przy tobie.
- Ja też bym tego chciała – oznajmiła, a ja kolejny raz dzisiejszego dnia uśmiechnąłem się.
***
- Czemu się tak niecierpliwisz kotku? – zapytała moja mama, którą jak podejrzewam wkurzyło ją moje wędrowanie po kuchni, mogę przysiąść że dotarłam już do Rzymu.
- Zayn dziś wraca – powiedziałam, a  w moim głosie można było usłyszeć radość.
- Rozumiem – powiedziała moja matka, a na jej twarzy kąciki jej ust drgnęły ku górze. Kiedy przechodziła koło mnie, usłyszałam coś w stylu „ach ta miłość”.
Godzinę później
Siedziałam w pokoju, a moje nogi wręcz chodziły, nie mogłam się doczekać, aż znów go zobaczę, przytulę, pocałuję…
Usłyszałam dzwonek do drzwi i pobiegłam do niech, otwierając je. Gdy zauważałam mojego chłopaka, praktycznie rzuciłam się na niego całując namiętnie. Czułam że się uśmiecha, odwzajemnił mój pocałunek, a po chwili oderwał się ode mnie i spojrzał mi w oczy, w jego oczach zauważyłam tańczące iskry radości.
- Przeszliśmy dalej – powiedział z euforią, a ja uśmiechnęłam się.
- Wiedziałam że tak będzie – powiedziałam i musnęłam jego usta, kochałam je, tak jak całego jego. Nie mogłabym patrzeć jak marnuje swój talent.
- Kocham cię Demi – powiedział, a ja się uśmiechnęłam.
- Ja ciebie też Zayn i to nie wiesz jak bardzo – powiedziałam i wtuliłam się w jego tors, a po chwili poczułam jego miękkie usta na moim czole.
***
Dni mijały, a One Direction codziennie zyskiwało więcej fanów, więcej serc ujęły nasze piosenki. A my nie poddawaliśmy się. Brnęliśmy ku marzeniom. Zżyłem się z chłopakami, jesteśmy jak jedna wielka rodzina, nie wyobrażałbym sobie że nie bylibyśmy w zespole, że choć jeden z nas odmówił by drugiej szansy. Demi? Jest przy mnie, pomaga mi, wierzy we  mnie, a jej wiara tylko dodaje mi sił w tym co robi.
- Już jutro finał! – krzyknąłem do chłopaków, nie mogąc uwierzyć, właśnie wszyscy wraz z Demi siedzieliśmy w salonie mojego domu. Żaden z nas nawet nie wierzył że dojdziemy do półfinału, ale Demi powtarzała mi, dalej to robi że działając razem, jesteśmy w stanie dokonać czegoś, nawet pozornie niemożliwego. Nie wiem co bym bez niej zrobił.
***
Staliśmy wszyscy czekając na wyniki głosowania, teraz los chłopaków był w rękach fanów, tylko ich. Nagle świat się zatrzymał, a jedyne co słyszałam że chłopacy zajęli trzecie miejsce.
- Mamy niespodziankę dla One Direction – powiedział Simon, to pod jego przewodnictwem byli chłopacy, to on ich prowadził ku finałowi.
- Mamy dla was propozycje kontraktu z wytwórnią Syco Music. – usłyszeliśmy po chwili ciszy. Teraz nie ważne było to że zajęli trzecie miejsce, ale że mają szansę brnąć dalej, robić to co kochają.
***
- Czyli co? Od pojutrze mieszkamy w Los Angeles – powiedział Niall, a ja gwałtownie ustałem.
- Że co? – powiedziałem, to nie możliwe.
- Nie wiedziałeś? Wszyscy przenosimy się do L.A- powiedział Harry, a ja zamarłem, czyli oznacza to koniec z Demi, wielką rozłąkę  której możemy nie wytrwać.
- Nie, ja rezygnuje – powiedziałem i wybiegłem z sali, udałem się ku domu Demi, nie wiem czemu, ale nogi same mnie tam zaczęły nieść.
***
- Zayn? – zapytałam, nie spodziewałam się go tu, powinien być z chłopakami, podpisywać kontrakt z wytwórnią. Zamknęłam drzwi i wyszłam do niego. – Co ty tu robisz?
- Przyszedłem do ciebie – powiedział, a ja wywróciłam oczami.
- Nie o to mi chodzi, czemu nie jesteś z chłopakami? – zapytałam siadając na ławce w moim ogrodzie.
- Zrezygnowałem – powiedział, a ja gwałtownie wstałam.
- Co zrobiłeś?! – niemalże krzyknęłam. Byłam w szoku. – czemu to zrobiłeś?
- Zgonie z kontraktem musiałbym wyjechać do L.A – powiedział podchodząc do mnie, zaczęłam iść do przodu, a Zayn podążał za mną.
- Ale przecież byś wrócił – powiedziałam, a on spuścił wzrok.
- Wyjechać na zawszę Demi – powiedział, a ja zamarłam, byłam w rozsypce, czułam się jakby ktoś postawił mnie na wielkim skrzyżowaniu, a ja nie wiedziałam gdzie iść.
***
- Nie mogę ci na to pozwolić Zayn – powiedziała po chwili ciszy, a ja spojrzałem na nią zdziwionym wzrokiem.
- Ale na co? – zapytałem.
- Nie mogę zniszczyć twoich marzeń, musisz je spełnić, a ja jestem jedynie przeszkodą, nie myśl tylko o mnie, ale także o chłopakach – powiedziała, a jej oczy zaczęty się szklić.
- Demi- zacząłem ale ona mi przerwała.
- Nie Zayn, źle się czuję wiedząc że zniszczyłam twoją szansę na spełnienie marzeń, nie tylko twoją, ale także chłopaków – powiedziała, a z jej oczu wypływały już słone łzy.
- Co to oznacza? – zapytałem nie mogąc uwierzyć w jej słowa.
- Kocham cię – powiedziałam i pocałowała mnie… ostatni raz. Czułem jej łzy kiedy nasze policzki się styknęły i wiedziałem że to koniec, wiedziałem że Demi nie pozwoli mi zniszczyć marzeń.
- Żegnaj Zayn – powiedziała puszczając moją rękę i odchodząc, nie spojrzała ani razu do tyłu, wiedziałem że to byłoby dla niej za trudne. Wsadziłem dłonie do kieszeni i ruszyłem ku mojemu domu, a na sercu miałem jedynie… wielką ranę nie do zagojenia. 

Touched by suffering


                       Touched by suffering

Miłość nie jest taka prosta jak ją się opisuje, przynajmniej dla mnie. Każdy chłopak którego kochałam okazał się zwykłą świnią, ale może to tylko lekcja od życia. Może tak musi być bym nauczyła się przyjmować ciosy tego okrutnego świata?
Przejrzałam się kolejny raz w lustrze i poprawiłam mój strój przygotowany na dzisiejsza noc, przetarłam resztki tuszu oraz nałożyłam kolejną warstwę błyszczyku gdyż tamta już znikła z mych ust. Uśmiechnęłam się i udawałam w stronę samochodu którym przyjechała po mnie Alison moja przyjaciółka. Popatrzyłam na nią z uśmiechem i wsiadłam do samochodu.
Udaliśmy się do tutejszego klubu gdyż jak co piątkowy wieczór chciałyśmy ochłonąć od szkolnego stresu. Pokazaliśmy tutejszym ochroniarzom nasze dowody i udaliśmy się do wnętrza budynku. Podeszłyśmy do baru i zamówimy drinki. Moja przyjaciółka wzięła się za podrywanie barmana, a ja zajęłam się pochłanianiem drinka który tak przyjemnie drażnił moje podniebienie.
- Może zatańczysz – zapytał nieznajomy mi, dość przystojny chłopak.
- Z wielką chęcią – posłałam mu zadziorny uśmiech, odłożyłam mój drink na blat obok mojej przyjaciółki i poszłam z nieznajomym.
Puścili akurat szybką nutę, a my ruszaliśmy się w jej rytm. Ocierałam się moim ciałem o niego, a nasz taniec coraz bardziej bił sexem, chłopak łapał mnie za tyłek, a ja zdejmowałam jego ręce.
- Może przeniesiemy się do pokoju, mam wynajęty na górze – szepnął mi do ucha ówczesno łapiąc mnie za nadgarstki i przyciągając do siebie.
- Nie dziękuje – powiedziałam i wydostałam się z jego objęć, spojrzałam ostatni raz na niego, w jego oczach widziałam wściekłość.
Podeszłam do baru, nigdzie nie było Alison, złapałam za mojego drinka i dopiłam go do końca. Gdy w mojej szklance nie było już ani kropli cieczy odstawiłam ją na barze. Po chwili ujrzałam moją przyjaciółkę, wychodziła z pokoju barmana z pogiętą koszulką i rozczochranymi włosami. Przewróciłam oczami i zachichotałam cicho. Moja przyjaciółka posłała mi „to” spojrzenie, a ja wiedziałam że mam sama wrócić jakoś do domu. Poszłam w kierunku drzwi wyjściowych klubu i wyszłam z niego, lecz dotarcie do samochodu nie było mi dane gdyż poczułam czyjąś rękę na mojej, a po chwili drugą rękę na mojej twarzy która zakrywała moje usta uniemożliwić mi krzyk.
- Ciśś nie krzycz kochanie, a będzie mniej bolało – usłyszałam znany mi głos, był to ten chłopak z parku.
Po chwili znaleźliśmy się w jakiejś ślepej uliczce, zostałam rzucona na ziemię, a jedyne co widziałam to Jego parszywy uśmiech, a dalej pamiętam tylko ogromny ból, a dalej tylko  ciemność. 

Obserwatorzy